WSZECHŚWIAT W JADOWIE
Pisałem swego czasu o ogromie Wszechświata. O tych milionach kilometrów dzielących nas od sąsiednich planet, gwiazd i galaktyk. Ale dzisiaj wydaje mi się to wszystko takie nieczytelne, choć starałem się jak mogłem oddać ten ogrom. Cóż to znaczy dla przeciętnego człowieka 150 milionów kilometrów? Tego nie sposób sobie wyobrazić, bo mamy ograniczone pole porównań. Ziemia na równiku liczy sobie trochę ponad 40 tysięcy kilometrów – to już jest bardzo dużo, do Księżyca mamy 384 000 tysięcy kilometrów, to jeszcze do nas jakoś przemawia, bo człowiek na tym satelicie był (pierwszym człowiekiem na Księżycu był Neil Armstrong, który zmarł nie tak dawno). A większe odległości są nie tylko nie do wyobrażenia, są także nieistotne z punktu widzenia zwykłego obywatela Ziemi.
W ogóle cały Kosmos ma znaczenie tylko dla niewielkiej garstki ludzi. Marynarze już dawno przestali patrzeć na Gwiazdę Polarną czy Krzyż Południa, teraz patrzą na ekrany komputerów. Zakochani też już nie wzdychają do gwiazd zapatrzeni w smartfony, laptopy i komórki. Iluż ludzi wie o wpływie Księżyca na przypływy mórz, na rośliny, na zwierzęta i na ludzi? Tylko astronomowie i kosmonauci są naprawdę zainteresowani, no i astrologowie, wróżki, ale o nich pisać nie będę, bo to poważny artykuł.
Trochę zainteresowania Kosmosem wzbudziła plotka o końcu świata, ale wraz ze zbliżającym się terminem tego końca (21 grudnia br.) jakoś zrobiło się cicho. Zresztą nic dziwnego, cały wywód dotyczący kalendarza Majów może był i rzetelny, kłopot jednak w tym, że nikt nie zna daty od której Majowie zaczęli liczyć czas. Różnice w dopasowaniu tej daty do naszego kalendarza sięgają nawet… 1000 lat! Toteż równie dobrze ten teoretyczny koniec świata mógł być wczoraj, a może będzie w 2500 roku. Wiem jednak z wiarygodnego źródła, że z Kosmosu nam nic nie grozi.
Pomyślałem sobie, że dobrze by było stworzyć taki pomniejszony model Układu Słonecznego. Założyłem odważnie, że to co rysują w podręcznikach i atlasach jest tylko schematem dającym jakie takie pojęcie o „obrotach ciał niebieskich”. Podjąłem więc obliczenia przy pomocy wspomnianego już wcześniej kalkulatora produkcji chińskiej. Nie wszystkie liczby mi się mieściły (bo musiałem jednostki astronomiczne przeliczać na kilometry), ale ponieważ naukowcy zaokrąglają odległości, większość tych liczb kończyła się wieloma zerami. A to już pozwoliło mi je skracać do możliwości owego chińskiego cuda.
Wyniki tych obliczeń były zaskakujące. Wiele razy czytałem, że między wielkością Słońca, a Ziemią jest taka różnica jak między pomarańczą, a ziarnkiem maku. W ogóle pomarańcza jest chyba ulubionym owocem astronomów, bo w innym porównaniu dotyczącym prawdopodobieństwa zderzenia się dwóch planet (nie planetoid) jest mowa o dwóch pomarańczach. Jedna leży na wybrzeżu USA, a druga na wybrzeżu Portugalii. Każda z nich przesuwa się w ciągu roku o 1 cm w przypadkowym kierunku. Jakieś skomplikowane obliczenia dowodzą, że ich spotkanie może nastąpić najwcześniej za 15 miliardów lat (Układ Słoneczny powstał ok. 5 mld lat temu), a być może nigdy!
Po dokonaniu obliczeń postanowiłem nanieść ten pomniejszony 100 000 000 razy model na jakiś znany teren. Wybrałem sobie moją rodzimą gminę Jadów. Położony mniej więcej centralnie Jadów wydawał mi się dobrym miejscem dla umieszczenia w nim Słońca. Chyba Jadowiacy nie będą mi tego brali za złe. Idealne miejsce dla „mojego” Słońca to słynny pomnik w Parku Dreszera (mam nadzieję, że on tam jeszcze stoi, bo los pomników w powiecie wołomińskim jest niepewny). Moje pomniejszone Słońce na średnicę 13 m 92 cm. Najbliższą planetą jest Merkury o średnicy trochę większej od piłeczki do tenisa stołowego (4,8 cm). Obiega on Słońce po orbicie w odległości 580 metrów. Tu muszę dodać, że planety nie poruszają się po orbitach kolistych lecz elipsoidalnych, ale dla ułatwienia przyjąłem uśrednioną tę pierwszą. Otóż 580 metrów od mojego Słońca, to w prostej linii wylot ulicy 3 Maja na przeciwko szkolnego parkingu.
Następna planeta – Wenus. Średnica 12,1cm (przerośnięty melon). Odległość – 1,08 km. Wenus na tym modelu znajduje się kawałek za masztem za cmentarzem.
Wracam na Ziemię, Ta jest w odległości 1,5 km i wygląda jak jeszcze bardziej przerośnięty melon o średnicy 12,8 cm. To rozwidlenie dróg do Tłuszcza i Sulejowa.
Mars – wielkość piłeczki do tenisa, średnica 6,8 cm, odległość – 2, 27 km i już jesteśmy kawałek drogi za Nowym Jadowem.
Jowisz – to ogromna planeta. Ma 143 cm średnicy i znajduje się w odległości 7,78 km od Słońca. Tu już orbitę wyznaczam mniej więcej. To jest gdzieś w okolicach Sitnego.
Saturn – trochę mniejszy od Jowisza, ma 120 cm średnicy i żeby go znaleźć musimy opuścić Gminę Jadów. Bo to już 14,27 km. Saturna znajdziemy w Wólce Kozłowskiej.
Uran – 51,1 cm średnicy, odległość – 28,7 km. Jest w Guzowatce, Gmina Dąbrówka.
Neptun – 49 cm średnicy, odległość – 45 km. Z trudem znajduję Neptuna w okolicach Zegrza.
Gdyby naukowcy nie zdegradowali Plutona, mielibyśmy go jako orzech włoski i laskowy (Pluton i jego księżyc Charon) w odległości 60 km czyli w Pomiechówku.
A najbliższa nam gwiazda poza rzecz jasna Słońcem, Proxima Centauri o średnicy 154 cm (to gwiazda gasnąca i kurcząca się, która najlepsze lata ma za sobą) znajduje się, przypominam, na tym modelu pomniejszonym 100 mln razy, w odległości 400 000 km. To jest „tylko” 16 000 km za Księżycem. Chciałem obliczyć jak daleko na tym modelu jest mgławica Andromedy, ale mi się nie udało, bo musiałbym podzielić 2 520 000 lat świetlnych przez 100 mln. Tego nawet mój chiński kalkulator nie wytrzyma. Bo rok świetlny to według moich obliczeń 94 608 000 000 000 km…
Powiadają niektórzy uczeni, że koniec świata może nastąpić gdy nasza galaktyka zderzy się z tą Andromedą. Uczeni mogą mówić wszystko, bo wiedzą, że to jest nie do sprawdzenia.
A koniec świata już nastąpił. Bo woda zalała nam stadion narodowy, który ma dach nierozsuwalny w czasie deszczu. Można go zamykać tylko latem przy bezchmurnej pogodzie. Toż to koniec świata!