Odszedł Władek Sopulski, rzeźbiarz ludowy i poeta z Wierzejek. To te Wierzejki znane z wędlin, a przecież powinny być sławne dlatego, że mieszkał tam i tworzył Władek. To był niezwykły człowiek – chłop z dziada pradziada z dobrocią wypisaną na twarzy. Jeśli ktoś przestraszyłby się solidnej tuszy i potężnej brody, to wystarczyło, by spojrzał w oczy Władka. Tam tkwiły pola i zboża, polska wieś i nasza polska tradycja.
Poznałem Władka w 1998 roku, gdy po raz pierwszy brałem udział w targach rękodzieła w Siedlcach organizowanych przez „Arche”. Władek był w tym środowisku autorytetem, w trzy lata później został prezesem Oddziału Stowarzyszenia Twórców Ludowych w Łukowie. Niestety, miał słabości, a największą była niefrasobliwość w sprawach materialnych. Nigdy nie udało mi się kupić od Niego rzeźby – wszystkie, które mam dostałem w prezencie. Tych obdarowywanych było oczywiście więcej.
Rzeźbił właściwie wszystko to, co mieści się w tradycji polskiej wsi. Świątki, kapliczki, figurki Chrystusa Frasobliwego, aniołki. Ale mnie zawsze Władek będzie kojarzył się z kolorowymi ptaszkami i różami z łodygami z jałowca. Te róże to był Jego „wynalazek”. Pisał także wiersze.
Jak wspomniałem, miał słabości. Ale gdy z workiem tych słabości stanął przed Panem, pewien jestem, że On nawet nie spojrzał na nie. Popatrzył za to na spracowane dłonie, zobaczył czyste serce i dobroć w oczach. Kto wie, może powiedział do Władka tak: „wiem, Władziu, że zasługujesz na Raj. Ale nie mogę cię tam puścić, bo gębą brodatą straszyłbyś serafiny, i cherubiny, i chóry anielskie, i dusze czyste. A i słowa mogą ci się wyrwać takie, co do raju nie pasują.” A Władek na to: „Panie Boże, twarzy nie zmienię, mowy rajskiej też się nie nauczę, ale daj mi miejsce gdzieś w dalekim zakątku Raju, gdzie nie zaglądają anioły, daj mi taborecik, kozik i lipowego rajskiego drewna. A ja będę rzeźbić Ci ptaszki do Rajskiego Ogrodu…”
I pewien jestem, że Władek siedzi na stołeczku w dalekim kąciku Edenu, rzeźbiąc ptaszki, a Pan Bóg ożywia je, by śpiewem bogaciły Rajski Ogród. A wokół Władka stoją aniołki, i dusze czyste, i inni mieszkańcy Raju. I nikt się go nie boi.
A nam pozostały Jego rzeźby i wiersze:
ŻYCIE
Tak se myślę moja miła, tyś ćwierć wieku ze mną żyła.
I co nam z tego pozostało? Siwe włosy, wiotkie ciało,
Twarze bruzdami poorane, długie noce nieprzespane,
Wielki smutek z wielu zdarzeń, dużo niespełnionych marzeń...
Czas iść z góry moja miła. Byleś przy mnie ciągle była.
Chwyćmy zatem się za ręce, ruszmy z góry pełnym gazem.
Byle razem, byle razem...
DYLEMAT RZEŹBIARZA
Czy w wiosenną burzę, czy w jesienną słotę,
Od rana do nocy zawsze mam robotę.
Nie ma czasu na to, by posiedzieć w chłodzie,
Z sąsiadem pogadać o kiepskiej pogodzie,
Czy piwko se strzelić u Kazika pod Jaworem,
Nie ma czasu z rana, nie ma i wieczorem.
Lecz kiedy zobaczę kawałek drewienka,
W sercu coś ukłuje, zadrży lekko ręka.
Obracam kawałek i w rękach przekładam,
Wielki mętlik w głowie, sam do siebie gadam.
Istna wieża Babel - co mam z tego zrobić?
Czy Matka Bolesna? Czy Anioł troskliwy?
Wiem co z tego zrobię - będzie Frasobliwy.
Szatę mu w purpury zrobię i w kolorze,
Cierniową koronę na głowę założę,
Twarz mu bolesną kozikiem wystrugam,
Jedną ręką wesprę głowę, kostur dam mu w drugą.
W przydrożnej kapliczce Chrystusa ustawię,
Niech się przyjrzy dobrze naszej chłopskiej sprawie.
Czy w wiosenną burzę, czy w jesienną słotę
Muszę kończyć wierszyk,
Idę - mam robotę ...