Motto: Cieszy mię ten rym: Polak mądr po szkodzie,
            Lecz jeśli prawda i z tego nas zbodzie,
            Nową przypowieść Polak sobie kupi,
            Że i przed szkodą, i po szkodzie głupi…
                                   Jan Kochanowski  

HISTORIA KOŁEM SIĘ TOCZY…

     Był sobie kiedyś taki władca, co się nazywał Konrad, a lud dał mu przydomek Mazowiecki. Istotnie panował on na Mazowszu, ale przecież nie on jeden. Niemniej przez całe lata figurował jako jedyny, aż do roku 1989, kiedy to pojawił się Tadeusz Mazowiecki.  O ile Pan Tadeusz zapisał się w pamięci Polaków jako jeden z twórców wolnej Rzeczypospolitej, to Konrad wprost przeciwnie.

     Był synem Kazimierza Sprawiedliwego, ale nie odziedziczył po ojcu ani talentu politycznego, ani poczucia, że jest spadkobiercą dynastii Piastów. Może dlatego, że władzę musiał dzielić ze swoim bratem Leszkiem. Można by doszukać się analogii we współczesnej Rzeczypospolitej, niemniej zbieżność jest całkowicie przypadkowa. Bracia podzielili się skrawkami Polski w jakiej takiej zgodzie (czuwała nad tym matka Helena). Niestety wciąż wisiał nad nimi nieszczęsny testament Krzywoustego i Mieszko III Stary, który rościł sobie prawa do spadku po ojcu. Od tamtego czasu pisanie testamentów powierza się fachowcom notariuszom, żeby uniknąć przykrych konsekwencji.

 KRUCJATY

      Konrad żył w czasach wielkich krucjat czyli wypraw krzyżowych. Były to organizowane z wielkim rozmachem wyprawy wojenne, które miały na celu odebranie muzułmanom Ziemi Świętej i Jerozolimy. Krucjaty organizowali możni tego świata: cesarze, królowie i książęta przy błogosławieństwie papieża. Efekty krucjat były na ogół mizerne, niemniej łagodziły napięcia społeczne. Nadmiar energii drzemiący w rycerzach miał być spożytkowany na chwałę Bożą, gdyż turnieje rycerskie dawały tylko chwilową przyjemność. Zresztą chodziło też o lud, który nie tylko nie miał igrzysk, ale też i chleba, a głód mógł być przyczyną buntów. Toteż organizowano krucjaty rycerskie i ludowe. O ile rycerskie docierały do Jerozolimy i tam walczyły z różnym skutkiem, o tyle krucjaty ludowe były skierowane przeciwko osiadłym w Europie Zachodniej Żydom. Jako że wszystkiemu po dzień dzisiejszy są winni Żydzi i cykliści, a że cyklistów jeszcze wtedy nie było, gniew ludu obracał się ku tym pierwszym. Kiedy Żydów zabrakło, bo przenieśli się do Europy Wschodniej, krucjaty organizowano przeciwko albigensom i katarom. Były to idee religijno-filozoficzne, które widziały chrześcijaństwo trochę inaczej niż papież, a zrodziły się na skutek niezadowolenia społecznego. Widać z tego, że niezadowolenie społeczne nie jest niczym nowym.

     O udziale polskich władców w krucjatach historia milczy, choć podobno Władysław Wygnaniec wziął udział w jednej, choć nie miał na to wielkiej ochoty. Po prostu prosił o pomoc króla niemieckiego Konrada III, a ten akurat wybierał się Jerozolimy. Miał Władysław sporo szczęścia gdyż do Europy powróciło około 10% rycerzy.

     Konrad Mazowiecki też nie miał ochoty brać udziału w krucjacie, ale jednocześnie chciał się przypodobać papieżowi, gdyż jak każdy władca marzył  o koronie. Postanowił więc nawrócić pogańskich Prusów, co jak wiadomo nie udało się św. Wojciechowi.  

 PRUSOWIE

     Prusowie był to lud spokojny, choć w sprawach religii dosyć stanowczy, zamieszkujący tereny dzisiejszych Mazur, Warmii i Okręgu Kaliningradzkiego. Prawdopodobnie przybył ze wschodu w V w. p.n.e. i znalazł dogodne tereny do uprawy roli. Lud zbierał grzyby, zioła, jagody, orzechy, hodował konie, krowy, owce, świnie. Zakładał barcie i łowił ryby. Żył w miarę spokojnie do X wieku, kiedy to religia Prusów zaczęła być prześladowana przez chrześcijańską Europę, głównie zaś przez władców Polski. Europa już wtedy miała ciągoty do jednoczenia się, jednak wtedy pod sztandarem chrześcijaństwa. Byłoby to jak najbardziej chwalebne gdyby nie to, że o ile Wojciech szedł do Prusów z Dobrym Słowem, to potem nawracano ich ogniem i mieczem. Ale, jak wspomniałem, chodziło o zatrudnianie bezrobotnych  i sfrustrowanych  rycerzy, którzy mogli stanowić zagrożenie w swoich krajach dla królów i cesarzy. I tak spokojny lud pruski przeobraził się  w ciągu kilku pokoleń w lud wojowniczy odpowiadający przemocą na przemoc. Ale Prusowie nigdy nie stworzyli organizacji państwowej i pozostając na etapie związków plemiennych byli słabym przeciwnikiem. Czcili siły natury, ciała niebieskie, jak Słońce czy Księżyc, zjawiska atmosferyczne, jak piorun czy grzmot, a także zwierzęta i rośliny. Miejscami kultu były święte gaje, miejsca składania ofiar bogom. Prusowie wierzyli też w demony i bóstwa, kultywowali kult przodków. Ze znanych dziś bóstw pruskich należy wymienić bóstwo żeńskie Kurko, bogini stworzenia i urodzaju, taka pruska Wenus oraz bóstwo męskie - Perkuna, boga wojny, władcę burzy i grzmotów. Wierzyli w życie pozagrobowe. Utrzymywali, że dusze zmarłych snują się po ich rodzimych okolicach.

     Prusowie dokonywali tylko wypraw odwetowych. Jako poganie nie wiedzieli, że jeśli ktoś uderza w jeden policzek to trzeba nadstawić drugi, a w ramach rewanżu napadali nie na tych co trzeba, czyli na spokojne osady północnego Mazowsza.

     Konrad Mazowiecki był leniwy. I nie ma w tym nic dziwnego ponieważ odsetek leniów wśród władców (także współczesnych) jest taki sam jak w całym społeczeństwie, czyli duży. Nie tylko nie chciało mu się ruszyć na krucjatę, ale nawet nie chciało mu się stanąć na czele wojsk i raz na zawsze dać Prusom nauczkę. Postanowił zaprosić do tego celu Krzyżaków.

 KRZYŻACY

     Zostali oni powołani w 1191 roku do czynienia dobra, a głównie leczenia rannych, zadżumionych i trędowatych uczestników krucjat, przede wszystkim Niemców. Dostali nawet w prezencie szpital, a następnie rozległe dobra wokół Akki (obecnie północny Izrael)  od papieża Klemensa III. Ponieważ majątki te należały do podbitych, ale ciągle walczących muzułmanów, leczenie stało się tylko dodatkiem  i zakon coraz bardziej stawał się bractwem rycerskim. Wielcy mistrzowie zakonu byli znakomitymi dyplomatami i wizjonerami. Zdawali sobie sprawę z nietrwałości Akki, toteż budując potęgę wojskową, budowali też potęgę ekonomiczną. Otrzymali ogromne majątki w całej Europie, ale marzyli o własnym państwie. W 1291 roku ostatecznie opuścili Akkę, która została zrównana z ziemią. Wcześniej jeszcze 1212 roku usiłowali zawładnąć Siedmigrodem, dokąd nieopatrznie zaprosił ich król Węgier. Węgrzy jednak szybko zorientowali się „co jest grane” i wypędzili ich ze swoich granic w roku 1225. Już wtedy Węgrzy byli mądrzejsi od nas.

      Wtedy przyszedł im z pomocą Konrad Mazowiecki i w 1228 roku Krzyżacy rozpoczęli krucjatę. Już w sześć lat później napadli i spalili Płock, który pruski nie był. Konrad usiłował zabrać im to co dał, ale cesarz Fryderyk II uważając się za jedynego władcę chrześcijańskiej Europy, nadał im na własność ziemie pruskie, a także część Pomorza Gdańskiego. Konrad był jak powiedziałem zbyt leniwy, by coś przedsięwziąć, zresztą cały czas walczył o zwierzchność ziemi krakowskiej, kolebki państwowości polskiej.

 SIENKIEWICZ

     Polacy czerpią wiedzę na temat Krzyżaków z powieści Henryka Sienkiewicza. Kocham Sienkiewicza za jego powieści „ku pokrzepieniu serc”. Czytałem „Krzyżaków” i „Trylogię” chyba z 50 razy i jeszcze parę razy przeczytam. Ale co do zgodności historycznej tych dzieł mam trochę zastrzeżeń. W „Krzyżakach” wyraźnie widać, że Sienkiewicz nie lubi Niemców (zresztą, kto ich lubi, poza naszym poprzednim rządem PO). Między powieściowymi Krzyżakami, a Niemcami autor stawia znak równości. A przecież tylko trzon zakonu stanowili rycerze-zakonnicy  z ziem niemieckich. Ale ziemiami niemieckimi były wtedy francuskie dziś Lotaryngia  i Alzacja. „Święte Cesarstwo Rzymskie Narodu Niemieckiego” obejmowało dzisiejsze Niemcy, Belgię, Holandię, Szwajcarię, Austrię, Czechy, północne Włochy, Słowenię  i nasze: Dolny Śląsk i Pomorze Zachodnie. Jednym słowem prawie cała Unia Europejska! No a w bitwie pod Grunwaldem poza wymienionymi powyżej brali udział po stronie zakonu także Francuzi, Anglicy, Węgrzy i … Polacy!

     Niestety, prawda historyczna jest bolesna, ale oddaje cały polski charakter.

    Trzon rycerstwa zakonnego stanowili jednak rycerze z ziem niemieckich. Po nich najliczniejszą grupę stanowili Czesi, którzy u Sienkiewicza i Matejki stoją po naszej stronie z Janem Żiżką z Trocnova na czele. Tymczasem Żiżka był najemnikiem w służbie polskiej, a razem z nim trochę żołnierzy z Czech i Moraw. Cała reszta stała przy Ulryku von Jungingen. Trzecią najliczniejszą grupą po stronie zakonu byli Polacy. Ze Śląska (książę Konrad z Oleśnicy, z rodu Piastów), z Pomorza (Kazimierz V, książę szczeciński), z ziem podległych zakonowi, mieszczanie z Gdańska i Elbląga, z Ziemi Chełmińskiej. Niektórzy znani z nazwiska: Łopacki herbu Kotwica, Cygański herbu Dołęga, Jaromierski herbu Samson, Pawłowski herbu Gwiazda , Łążyński herbu Ramułt, Gałczewski herbu Jezierza, Gardyński herbu Drogomir, Kręski herbu własnego, Jaworski herbu Sas pruski i wielu innych, których wymienia m.in. opracowanie Das Soldbuch des Deutschen Ordens 1410/1411 (Księga Żołnierzy Zakonu Krzyżackiego 1410/1411).

 WSPÓŁCZESNOŚĆ

     Lubię czytać o historii, szczególnie naszej, polskiej, gdyż coraz bardziej dostrzegam, że historia kołem się toczy. Czyż znów nie mamy do czynienia z krucjatami? Powód lub raczej pretekst jest inny, ale znów wojska niewiernych depczą świętą ziemię Allaha (a ostatnio muzułmanie zaczęli deptać naszą ziemię). Czyż znów nie wpuszczamy fałszywego przyjaciela w nasze granice aby zabezpieczyć się przed wrogiem? Co prawda jest to wróg teoretyczny, bo Rosja raczej nam nie zagraża, ale trzeba jakoś zagospodarować społeczne niezadowolenie. Nie pamiętam, który to z władców europejskich powiedział, może Napoleon: „jeśli kraj nie ma wroga, należy go stworzyć”. Stworzyliśmy sobie wroga, a teraz prosimy o pomoc. I to kogo? Organizację wojskową, której trzonem (poza USA) są Niemcy! Toż to współczesny Zakon Krzyżacki! To ci sami Niemcy, z którymi walczymy od czasów Cedyni, której ponoć nie było. Wszystkie partie polityczne (no, może poza Korwinem) za naszego największego przyjaciela uważają Stany Zjednoczone AP. To jest błąd zarówno historyczny jak i polityczny, o ekonomicznym nie wspomnę. Historyczny, bo Roosvelt nas sprzedał Stalinowi, a Truman to potwierdził. Kolejni prezydenci nie kiwnęli palcem w naszej obronie, kiedy do lat 50-tych ubiegłego stulecia lała się polska krew, a UB z NKWD robili co chcieli. Kennedy stchórzył przed Związkiem Radzieckim, choć nasi historycy usiłują nas przekonać, że było odwrotnie. Dopiero Regan zrobił jakiś ruch, ale dopiero wtedy, gdy ZSRR osłabił się nieszczęsną interwencją w Afganistanie. No i do dziś Polacy muszą kupować wizę do USA jako jeden z niewielu krajów Europy.

     Zapraszamy do siebie żołnierzy NATO, budujemy tarczę antyrakietową, a w razie wojny z Rosją po Polsce zostanie tylko wspomnienie i … gruzu kupa. Jeśli (w co wątpię) NATO by wygrało, Niemcy wezmą sobie ziemie stracone po II wojnie. Ale NATO nie wygra, bo Rosjanie będą bronili swojej Ojczyzny, a dla nich jest to dobro najwyższe. I ktokolwiek stałby na czele rządu, będą walczyć jak lwy. Do tego dochodzi wciąż silny „generał Mróz”. Pusty śmiech mnie ogarnął, gdy zobaczyłem w telewizorze jak żołnierze amerykańscy ćwiczą różne strategie wojenne na poligonach południa USA, gdzie nigdy nie padał śnieg! W dodatku obciążeni sprzętem wojennym wagi wielu kilogramów! Rosjanin z kałasznikowem i wiązką granatów, po „стаканe водки”  przy 40 stopniowym mrozie rozpędzi to towarzystwo na cztery wiatry.

     Żal mi młodego pokolenia, bo to ono (jeżeli świat nie zmądrzeje, a na to się nie zanosi) będzie ginąć w imię czegoś, czego nawet nazwać nie umiem. Apokalipsa jest coraz bliżej, a może po niej garstka ocalałych ludzi stworzy nowy, wspanialszy świat, bez przemocy i wojen… Ale historia kołem się toczy…